gotowanie ryżu
Komentarze: 0
Dzisiaj wywinęłam taki numer, jakiego jeszcze nigdy nie zrobiłam, zdarzało się jak każdemu czasem lekko coś przypalić. Dziś przeszłam samą siebie. Wstawiłam ryż dla siebie i dla mojego R. na obiad, w tym czasie moja mamuśka poszła do lekarza rodzinnego (po moich namowach) wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi, usiadłam przed komputerem i zapomniałam o bożym świecie. Miałam otwarte okno i nagle sobie myślę „ktoś robi sobie grilla?” … po chwili „zaraz… zaraz, przecież ja wstawiłam ryż!” otwieram drzwi a tu czarny dym, wpadam do kuchni a tu zamiast ryżu dwa czarne woreczki w uwędzonym garnku… masakra… spoglądam na zegarek a tu zaraz matka wróci… szybko poleciałam do wsypu wyrzucić to, co pozostało z mojego przepysznego ryżyku … pootwierałam okna … i stanęłam w drzwiach by to wszystko trochę wywiało.
Śmierdziało nie z tej ziemi… jednak trochę zaczęło się przejaśniać w mieszkaniu, udało się szybko pozbyć dymu. Smród pozostał.
Szoruje garnek a tu dzwonek do drzwi… (myślę sobie…. „błagam… tylko nie straż pożarna”) na szczęście to pan z elektrowni przyniósł rachunek. Mamuśka wróciła, gdy byłam w połowie czyszczenia… (na szczęście) – uwierzcie dobrze, że nie widziała jak wyglądał gar w pierwszej fazie – dodam, że jakieś 5 min… wystarczyłoby by zaczął palić się żywym ogniem.
Na szczęście jak to zwykle u mnie bywa obyło się bez ofiar, mamuśka po wyzywała mnie od bez mózgów… guł… i takie tam…
Pan ROWEREK był w tym czasie w garażu, caaaaaaaaałe szczęście… jak wrócił to gotowane brokuły zabiły zapach spalenizny, kochana mamusia zachowała ten incydent dla siebie. ZA TO JĄ TAK MOCNO KOCHAM
Dodaj komentarz